piątek, 15 marca 2013

Tajemnica kimona - czyli dlaczego dzieci powinny same wiązać pasy

Przychodzi na trening mały człowiek. Czasem jest zupełnie mały, ma 4 lata i nie ogarnia dobrze gdzie ma ręce, nogi i głowę:). Ale dzielnie podejmuje wyzwanie, ćwiczy, uczy się, walczy ze słabościami.  Najpierw przychodzi w koszulce i dresowych spodniach, rodzice w szatni przebierają, ubierają, składają ubrania... Patrzę i myślę sobie, w porządku - to mały człowiek, nowe miejsce, trzeba pomagać, asymilować. Nie wyganiam z szatni:) chociaż często na jednego malucha przypadają 2 dorosłe osoby i robią zamieszanie jakby ich było 10. Ale luz... Mały człowiek dojrzewa do treningowego stroju - już wiadomo, że będzie dzielnie ćwiczył - czas sprawić, żeby wyglądał jak mały aikidoka. Wyprawa do sklepu i pojawia się kimono (czyli keikogi) co nagle oznacza aż 3 części ubrania, które trzeba ze sobą skoordynować:)

Część pierwsza - spodnie - bez suwaka, guzików, czasem nawet bez gumki tylko zawiązywane na te dziwne troki, co wiją się niczym makaron dookoła nóg. Pół biedy, kiedy w spodniach jest gumka, wtedy troki służą tylko jako zabezpieczenie, ale wiją się i tak.
Część druga - bluza - też wrednie, bo bez suwaka, rzepow i napów, nie wciągana przez głowę ale znowu z tym paskudnymi małymi troczkami po bokach, ktore pomagają utrzymac poły bluzy mniej więcej na miejscu.
I na koniec - cześć trzecia - ukoronowanie stroju - czyli pas, który wszystko ma związać do kupy.
Wszystko DO ZAWIĄZYWANIA.... i tu zaczyna się dramat małego aikidoki.

O ile bluzę i spodnie daje się jakoś ogarnąć, o tyle pas stanowi zagadkę porównywalną z bozonem Higgsa. Patrzę więc sobie spokojnie, jak wychodzą z szatni małe aikidoki :) z pasami pozawiązywanymi na kokardki, zasupłanymi jak gordyjski prosty, powtykanymi za spodnie - no co tam komu wyobraźnia podpowie:) Czasem ktoś wpadnie na pomysł, żeby przyjść do mnie i zadać proste pytanie "czy może mi Sempai pokazać, jak wiąże się pas?" - ale to wyższa szkoła jazdy. Zwykle rodzic z marsową miną walczy intelektualnie i manualnie, bo przecież dorosły jest i coś takiego jak zwykły pas do kimona łatwo go nie pokona:). Patrzę więc sobie, a potem po kolei poprawiam te wszystkie zasupłania i z cierpliwością tłumaczę dzieciakowi jak się tym pasem obwiązać, jak zrobić supeł i wygrać tę nierówną walkę.
Aleeeee... pas ma to do siebie, tak samo jak i troki w spodniach - że w czasie treningu się często rozwiązuje. Nagle więc pojawia się przede mną mała istota, która trzymając w wyciągniętej ręce pas patrzy na mnie wymownie i czeka...
- Co się stało? - pytam (chociaż oczywiście wiem o co chodzi:))
- Pas - słyszę w odpowiedzi. Czasem słychać tylko wymowne mruknięcie...
- Ale co - pas? dociekam.
- Rozwiązał się - pada odpowiedź.
- No, to widzę - odpowiadam ze spokojem. Ale co w związku z tym?
I tu zapada wymowne milczenie.... bo okazuje się, że jestem traktowana dokładnie tak samo jak mama/tata/opiekunka/dziadek/babcia czy inny dorosły, który jest do obsługi dziecka i przyzwyczaił go, że nie trzeba powiedzieć " poproszę o..." tylko czyta mu w myślach i wykonuje usługi zanim ten cokolwiek sam wyartykułuje.
Cisza trwa, ale ponieważ jestem trochę starsza i teoretycznie przez to mądrzejsza :) - decyduję się na podsunięcie rozwiązania:
- Trzeba poprosić o zawiązanie pasa - mówię.
W odpowiedzi widzę oczy w 5 złotych i skonsternowaną minę... no bo jak tu wypowiedzieć takie proste zdanie, kiedy nie wiadomo jak ono brzmi.
- Mówi się "Sempai, poproszę o zawiązanie pasa" - podsuwam.
Na twarzy dalej konsternacja, ale mniejsza...za to oczy coraz bardziej przypominają kota ze Shreka, pas ciągle w wyciągniętej ręce i nieustająca nadzieja, że może jednak ta tortura się skończy? Ale ja jestem twarda ninja...czekam...
W końcu - kapitulacja. Słyszę niepewne  " Seempai poproszę...." i dalej jakoś idzie.
 - Ależ proszę uprzejmie - odpowiadam - i wiążę pas dodatkowo zmuszając do przyglądania się, jak to robię i aktywnego uczestniczeniu w tym działaniu.

Nie ma w tym wszystkim jeszcze nic niepokojącego, dopóki mały człowiek ma lat 2 alb 3 - w końcu przecież zaczyna dopiero pierwsze szersze kontakty społeczne i wszystkiego się uczy. A nauka - wymaga czasu i potrzebuje też odpowiedniego gruntu, czyli rozwoju umysłu i całego organizmu. Gorzej - kiedy takie zachowania prezentuje 6 - 8 latek jako naturalny sposób postępowania.

Wracamy do wiązania pasa i spodni. Wchodzi młody człowiek na trening, wygląda po japońsku czyli "jako tako". Trening się zaczyna, pierwsza zabawa i nagle makarony przy spodniach wiszą dokoła kolan, pas poborsuczony, bluza fruwa na boki.
Wskazuję i mowię "popraw kimono".  I znowu te kocie oczy...
- Nie umiesz? - pytam.
- Nie, mama mi wiązała. A mama nie umie dobrze zawiązać pasa - pada odpowiedź.
- No a kto trenuje aikido, Ty czy mama? - pytam podchwytliwie
- Ja - pada odpowiedź.
- No to dlaczego oczekujesz od mamy, że będzie umiała zawiązać dobrze pas i kimono, skoro to Ty trenujesz a nie ona? Jak mama zacznie trenować, to się nauczy - a póki co to Twoje zadanie.

No i zaczyna się droga przez mękę boooo... trzeba zawiązać kokardki. A wiązanie kokardki to nie jest umiejętność, która jest powszechna wśród dzieci powyżej 6 roku życia.
Zapytałam kiedyś na treningu grupę 6-8 latków:  "Ręka w górę, kto potrafi zawiązać kokardkę" - z mniej więcej 16 osobowej grupy zgłosiło się czworo dzieci. Hmmmm...hmmmmm...
Może ja jestem jakaś inna, albo zaczyna mnie łapać syndrom "a za moich czasów", ale wierzcie mi, za moich czasów wiązanie kokardki to była duma przedszkolaka. Kto nie umiał - ten miał pod górkę i patrzyło się na niego z politowaniem. Wiązanie kokardki, zapinanie guzików, przeciąganie paska przez szlufki, zapinanie suwaka - to było coś. Zwykła prosta samoobsługa, którą każdy przedszkolak musiał mieć opanowaną, bo nikt mu butów na zawołanie nie wiązał, a na rzepy nie było. Ale za to można było zadać szpanu popisując się dwoma rożnymi sposobami wiązania. Kto zna, ręka do góry?:)

Jeśli do kogoś nie trafia argument, że są to proste czynności samoobsługowe, które dziecko powinno umieć niezależnie od tego, że ma spodnie na gumkę, buty na rzepy a sweter wciągany przez głowę - to może trafi taki, że dzięki tym prostym czynnościom rozwijamy i trenujemy tzw. małą motorykę, rozwijamy umiejętności manualne dziecka, trenujemy chwyt szczypcowy (potrzebny przy pisaniu) stosujemy profilaktykę późniejszych trudności w nauce, zwiększamy jego szanse i możliwości rozwojowe. Jeśli przyprowadza się dziecko na zajęcia ruchowe po to, żeby się harmonijnie rozwijało fizycznie (czyli ćwiczyło dużą motorykę), to warto przy tej okazji zadbać o to, żeby ta harmonia była jeszcze pełniejsza - czyli dołożyć do niej drugi aspekt (małą motorykę) a nawet i trzeci - bo zwykłą samodzielność i samoobsługę budującą poczucie sprawstwa.
Kimono to doskonały pretekst i pole do działania - ma troki, gumkę, pas - wszystko co potrzebne do ćwiczenia rąk i umysłu:) Można je założyć, zdjąć, poskładać po treningu zamiast wrzucić do torby jak ścierkę. Tylko - pozwólmy dzieciom ćwiczyć... a nie trenujmy za nie:)
Czas, czas jest naszym wrogiem, wszyscy się spieszymy, byle szybko, byle zdążyć, z zajęć na zajęcia...nic tak nie drażni jak zestawienie upływających cennych sekund z 4 latkiem, który trzecią minutę walczy ze skarpetką...a przed nim jeszcze jedna, i spodnie..i cała reszta. Odruch " 100% ubierania i obsługiwania" wykształcony od narodzin dziecka powinien zaniknąć maksymalnie w 3 roku życia i przejść w życzliwą asystę i wsparcie w nauce w trudniejszych zadań (guziki, kokardki, suwaki, skarpetki, skomplikowane kombinezony itd..)
Bo droga na skróty (ja to zrobię, będzie szybciej) jest bez przejazdu - ta nawigacja prowadzi na manowce i to wcale nie cudne.
Czas...dajmy dzieciom czas i szansę, żeby robiły coś same, piły same, jadły same, ubierały się same... To pozorna oszczędność, kiedy dziecko pije z butelki (bo koniecznie pić!), a w tym czasie mama je ubiera. Wygrane bitwy ze skarpetkami znacząco zwiększają szanse na sukcesy w walce ze szlaczkami, literkami, łączeniem kropek i wszystkim tym, co spotka dziecko już w zerówce.
I dla porządku - wiem, że dzieci są rożne i maja różne trudności, i rozwijają się w rożnym czasie, ale wszystkie tak samo potrzebują czuć się sprawcami i czerpią przyjemność z tego, że coś im się uda. A chociażby samodzielne włożenie czapki na głowę tak, że oczy zostaną na wierzchu...
Wszystko ma swoje miejsce i czas...
Post scriptum AD 2023
Wszystko bez zmian, tyle, że teraz nie jest na porządku dziennym zapinanie guzików. Kokardke z 16 umie wiązac 1 w porywach do 2 :) a i wtedy zachodzi podejrzenie, że to dziecko nauczycielskie albo terapeutki :)


2 komentarze:

  1. Hmmy - co do zasady zgoda. Tylko skąd w dzisiejszych czasach wziąć buty ze sznurówkami do nauki wiązania kokardek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. buty nie są konieczne:) a sznurek znajdzie się wszędzie:)

    OdpowiedzUsuń