czwartek, 6 grudnia 2012

Święty Barbarzyńca

Jako że wiem, iż w naszych nowoczesnych wspaniałych przedszkolach nie obchodzi się ani nawet nie mówi o "Dniu Górnika" ale za to obchodzi się wszelkiego rodzaju inne święta typu Walentynki, Helołinki, Dzień Misia itd,  na przekór wszystkim postanowiłam podpytać dzieciaki, czy wogóle w ich głowach funkcjonuje coś tak prozaicznego i staromodnego jak "Barbórka".
Trafiło na barbórkową grupę 6 - latków w jednym z moich przesympatycznych przedszkoli, w których mam zajęcia.
Dzieciaki wpadły jak zwykle na matę, obiegły ją pięć razy w kółko, usiadły w czymś co przypominało skrzyżowanie seiza z atakiem epilepsji i standardowo zaczęły się przekrzykiwac newsami z całego dnia. Żeby uspokoić emocje (bo w końcu droga z jednej sali zajęciowej do innej sali przez korytarz to istny emocjonalny tor przeszkód) - zapytałam podstępnie:
- A czy wiecie jakie dzisiaj jest święto?
- Narodowe, padła natychmiast odpowiedź....
- Hmmm - hymknęłam głośno - no niezupełnie narodowe.
- A czy ktoś wie, jakie dzisiaj są bardzo popularne imieniny?
- Mikołaja? - zakrzyczały dzieci jedno przez drugie....
 - No niezupełnie Mikołaja, powiedziałam myśląc sobie...ok, nie tędy droga. Dzisiaj są imieniny Barbary.
- Barbary? A kto to Barbara? A moja ciocia ma na imię Barbara...dzieciaki zaczęły się przekrzykiwać.
Postanowiłam pociągnąć temat i odpowiedzieć w miarę oględnie - kto zacz ta Barbara.
- Była taka pani, która potem uznano za świętą i miała na imię Barbara.
 - Aaaaaa..Święty Barbarzyńca? w mojej grze jest barbarzyńca i on ma taki młot- zawołał mały Adaś.
No doobrze pomyślałam sobie, to chyba nie o to chodzi, czas podejść z innej strony.
- A czy znacie jakiś zawód, taką pracę, w której się bardzo ciężko pracuje?
- Bankowiec! - palnął Stasio bez namysłu.  - Mikołaj! - dołożyła Asia.
Pat - pomyślałam. Bankowiec - praca trudna, Mikołaj niby też (jeśli w worku dużo prezentów i ciężko dźwigać)...ale chyba nie o to mi chodziło. Postanowiłam przejść do ataku.
- A kto wie kto to jest górnik?
I tu posypała się cała masa wypowiedzi. Otóż górnikiem w zbiorowej świadomości 6 - latków okazał się:
- pan co mieszka w jaskiniach
- pan co zjeżdza z góry na nartach
- pan co wspina się na góry
- pan co szuka brylantów...
Najbliżej był Michaś, któremu gdzieś tam kołatało się w głowie, że górnik szuka brylantów i złota. Czyżby grał w Manic Mainera? - pomyślałam:)
Skoro jednak doszliśmy już do tropu, że górnik coś wydobywa, postanowiłam go podtrzymać i zapytać czy wiedzą co wydobywa z ziemi górnik, oprócz tego złota i brylantów oczywiście. Zapadła znacząca cisza.
- A co to jest węgiel? - zadałam kolejne podstępne pytanie.
- Węgiel to są takie czarne kamienie - powiedział Adaś.
- Ufff! - czarny kamien spadł mi z serca. Czyli jednak gdzieś dzwonią, co prawda nie wiadomo w którym kościele, ale dzwonią.... A wiesz co się robi z tymi kamieniami? - podrążyłam temat.
- Wkłada się do pieca i jest ogień, mój dziadek tak mi pokazywał. - odparł zadowolony Adaś. Rozległ się szmer podziwu. Zanim szmer przerodził się w tysiąc pytań o dziadka, babcię oraz dalszą i bliższą rodzinę uznałam, że czas zakończyć temat podsumowaniem, że górnik to taki pan (bo panie raczej w tym zawodzie nie pracują), który bardzo ciężko pracuje pod ziemią i wodobywa różne  potrzebne bogactwa potrzebne do życia takie jak węgiel, minerały, rudy metali...
- no i brylanty - podpowiedział skrzętnie Michaś.
- No tak - właściwie to diamenty...i tu ugryzłam się w język, żeby nie powiedzieć, że brylant to taki diament ale już oszlifowany itd itd. i nie pociągnąć kolejnej dyskusji.
Myślałam sobie potem o tej naszej dziecięco-dorosłej wymianie zdań i nachodziły mnie różne psie myśli. Pierwsza rzecz - to oczywiście - wszystko brzmi jak dykteryjka i w gruncie rzeczy serdecznie się uśmiałam w całym tym zdarzeniu. Ale druga myśl naszła mnie taka, że w sumie rozmowa odbywała się z grupą 6 latków i nieco zatrważające wydało mi się to, jak bardzo się panoszy w umysłach dzieciaków nasze własne konsumpcyjne podejście. Kto pracuje ciężko? Mikołaj. A dlaczego - bo nosi ciężki worek z prezentami i musi odwiedzić wiele miejsc. Z innej opowieści: "Na co się czeka w Wigilię? - na prezenty. "Co oznacza pierwsza gwiazdka?" - że można już jeść.  Nic o życiu poza jedzeniem i kupowaniem.
O zwykłym życiu, o tym jak kto pracuje, co robi, co to jest trudna praca, dlaczego trzeba ją szanować. Co się z czym łączy i z czego wynika. Tym bardziej mnie to uderzyło, że rozmowa była w grupie dzieci starszych, dla których zawód taki podstawowy i potrzebny jak "górnik" powinien jednak istnieć już w świadomości. Nie, żeby mi było żal barbórkowych fet i uroczystości, bo jestem ostatnią osobą, która ulega owczemu pędowi do kreowania sztucznych świąt... Żal mi, że w tym naszym świecie tak mało się mówi  o prostych wartościach, a tak dużo o rzeczach materialnych. Drażni mnie, że eksponuje się sztucznie "zwyczajnych bohaterów" i że dopiero zrobienie z czegoś "wydarzenia na FB" albo medialnej sensacji jest w stanie zwrócić uwagę na to, że nie wolno innych obrażać, kłamać, że trzeba pomagać sobie wzajemnie, nie zagarniać tylko do siebie, czasem czymś podzielić, myśleć o innych... Brak mi w rozmowach dzieciaków prostych, codziennych spraw i wartości, jasnych granic, zwyczajnych oczekiwań i zwykłych radości. I z jednej strony pamiętam, jak ważne i emocjonujące było co dostanie się pod choinkę...ale pamiętam też stanie w oknie i czekanie na pierwszą gwiazdkę dla samego faktu pojawienia się jej na niebie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz